Got it!

We use cookies to serve you better!

a

Woda i skały mają wiele stanów. Stany skupienie, stany trwania, stany w umyśle obserwującego. Woda i skały rzadko pokazują swoje stany tak wyraziście , jak na Islandii.

Moja fascynacja tym krajem zaczęła się od tego, że na anglistyce, na samym początku studiuje się poezję staroangielską, która właściwie byłą poezją skandynawską. Takie wiersze jak Wayfarer czy Wanderer w których  kołysze się pokład otwartej łodzi, a bohater stoi na mrozie, wpływały na moją wyobraźnię. Drewno i szary ocean z jego ścieżkami wielorybów. Aliteracja zamiast rymów. Cezura w środku każdej linijki, jak woda miedzy falami. To było inne. I to było zupełnie nowe. Zainteresowało mnie kto to byli, ci ludzie płynący po oceanie, nie bardzo wiedząc dokąd, po wielkiej ilości słonej wody.. I okazało się że to Wikingowie. Beowulf który zszedł na dno oceanu aby walczyć z Grendelem, był mi bliższym bohaterem niż wypłowiali żołnierze wyklęci.

 

Chcecie zobaczyć jak się powtarzam i mam chrypkę? Oglądacie na własne rydzyko.

Ale ważniejsza of historii jest fizyka. Ile stanów skupienia ma woda? Tego można doświadczyć jedynie na Islandii, odległej wyspy zasnutej mgłami do której płynęli i którą opanowali ludzie w otwartych łodziach. Wysiedli i od razu otoczyła ich woda w postaci mgły, deszczu, śniegu i lodowców. Do tego surowa natura, takie Tatry rozciągające się na setki kilometrów we wszystkie strony.

W końcu poleciałem na sesję zdjęciową, tylko po to żeby odkryć, że wszystko jest prawdziwe.

Wtedy fikcja zaczęła splatać się z rzeczywistością. Raz do roku wymykałem się na trzy cztery dni po to żeby siedzieć nad wodospadem i obserwować wodę w innych jeszcze formach. Te krótkie wycieczki weszły mi w krew. Szybki zakup biletu, zakręcenie się i zniknięcie. A po lądowaniu w Kefalvik szybka jazda do moich ulubionych surowych klimatów i medytacja. Bez jedzenia. Bez ludzi. Bez snu. Dwa dni całkowitego oczyszczenia. Największy luksus na jaki można sobie pozwolić.

Mgła, słońce, śnieg i biała piana Atlantyku z sykiem cofająca się po czarnym piasku plaży, zawładnęły moim życiem duchowym. Opróżniałem umysł aby zaraz po powrocie do rzeczywistości, znów wypełniać go setkami drobnych rzeczy składającymi się na moje życie.

Pisałem swoją własną książkę - bez stron i słów, ale w głowie układało się słowo po słowie, dzieło duchowości, narodzone z pieśni wikingów. Słowa pisane w deszczu, w lodzie, pośród pustkowi porośniętych mchem i porostami.

Pierwszym słowem jakie wyszukałem mając pierwszy raz w życiu dostęp do internetu było słowo „runes”. Więc jednak ta Skandynawia gdzieś pod skórą mi drzemała. A teraz Jan ma osiemnaste urodziny. Zapytałem go gdzie chce jechać. Na kartce napisał Islandia i Indie. Więc OK, pojechaliśmy.

Najpierw linia lotnicza zmieniła mi rezerwację o dwa dni. Dlatego musiałem brać jakiś przypadkowy samochód, który okazał się Fiatem 500 w kolorze skóry rekina. Jabn jest zadowolony. Wyjeżdżamy z lotniska i jedziemy prosto do Reykjaviku. 

Rano robimy zapasy i w drogę. Przez kilka dni tylko Doliny Zborów, gęsi ochraniarze premiera, rozbite samoloty, wodospady z którymi jesteśmy na "ty", fiordy, płaskowyże i zawieje , dzięŻi którym stacja beznynowa wydaje się luksusowym rajem. Śnieg W Islandii pada złowieszczo ale zostawia trochę nadzieji. 

2300 kilometrów dookoła wyspy czyni z nas twardzieli. Jan, który jeszcze nie ma prawa jazdy, bierze na siebie mniej więcej 600 kilometrów, dzięki czemu śpię. Z tym prawem jazdy to było tak: pierwszy raz na poważnie, jak miał 13 lat, przejechał z Brzezin pod Kaliszem do Cżęstochowy, nie licząc Wielunia. Potem sporo jeździł z Kalisza na Murowaniec. Potem prowadził w stanie Wyoming, a my wszyscy spaliśmy. Potem jeździł na Cyprze, w Izraelu a teraz w Islandii. W końcu, w drodze przez Niemcy wszyscy idziemy spać na 3 godziny a on jedzie. Wtedy przyznaję mu w myślach prawo jazdy. jak dla mnie - jeździ legalnie. Mam nadzieję że w końcu zda na to prawko. Wtedy mi minie stress i niebezpieczeństwo aresztowania, gdybyśmy przypadkiem przejechali jakiegoś szergowego niskiego nikogo.

Cztery noce śpimy w Fiacie 500. Obaj w miarę duzi. Fajnie gotuje się makaron, z kuchenką trzymaną mocno między nogami, z makaronem kipiącym i ryzykujac spore poparzenie, jak coś pójdzie nie tak. Za okanmi wielkie bulwy mchu, albo lodowe góry kołyszące się majestatycznie w wodzie laguny, albo wielkie usypiska islandzkich gór.

Ma na imię Husdottir i jest zawiadowczynią na małej stacyjce na Islandii. Jakieś 6 km na półmoc od Vik. Ma długie proste włosy w kolorze zorzy polarnej. Wieczorami na stację przychodzi jej brat Invar, drwal i leśniczy w jednej osobie. Pijemy berdwinn. Husfottir opowiada , jak to było, zanim tam przyjechaliśmy: " nikt nie wierzył w Islandzikie Koleje Państwowe ( Stattur Islensk Janrnbanen ). Nikt nie wierzył w Lasy Państwoe Islandii.Teraz, dzięki wam nawet ja wierzę, że pewnego dnia przez islandzkie lasy przejadą pociągi". Mówiąc to Husdotir spogląda w stronę swojego ojca - domu stojącego na wzgórzu. Jego jasne oczy sugeruja większą ilość świec. 

Myślimy po cichu o tych kilometrach nigdy nie położonych linii kolejowyh. O połaciach lasów których na rzie nie ma, ale jesli Premier Islandii bedzie odważny, to może za kilka dekad to wszsyko co wymarzyliśmy sobie na małej stacyjce , zdarzy się naprawdę.

W każdym razie, odurzenie islandzką wodą, nie bardzo odróżniajacy rzeczywistość od snu, przepychamy się przez kolejne fiordy wschodniej Islandii - wielkie wypełnione słońcem niecki skierowane na ocean. Potem pokonujemy plaskowyż. Nie chciałbyć tam utkwić w zwieji śnieżnej. W oddali jak opadły latający spodek majaczeje białym talerzem Vatnajokul - najweikszy lodowiec tej wyspy.

Śpimy nad jeziorem Myvattan, w ostoi ptaków, które w nocy opowiadają swoje obłąkane historie o władcach powietrza. Z kształtu dzionba można wiele wywnioskowac. Kto lubi podkradać, kto ma nieprzepartą chęć władzy, a kto potrafi rozerwać żywe mięso. Na jeziorem dochodzi do ptasich bójek, ptasich sejmików. Wszsytko to pokropione wodą.  Następnego ranka 100 kilometrów i bedziemy w Akureyri.Drugie największe miasto Islandii położone jest nad fantastycznym fiordem ( sprowadzonym w 1734 roku z Grenlandii.