Wypożyczony za 100 dolarów Vololkswagen pickup podskakuje na szutrowej drodze. Autobusy przywożą turystów do Perito Moreno około 11 na kilka godzin. Potem nie ma możliwości dojechania publicznym transportem, hence the car.
A zatem jedziemy na popołudnie. Droga prowadzi obok szmaragdowego jeziora. Zaczynają się na nim pojawiać białe odpryski – kawały lodu, które aż tu dopłynęły. Naszym celem jest Perito Moreno.Perito Moreno to lodowiec rzeka. Wilgotne powietrze znad Pacyfiku trafia na góry i się chyba skrapla, czy zamarza i tak stale przyrasta ten lodowiec i spływa do jeziora. Jego przednia ściana ma ze 30 metrów wysokości. Piękny niebieski lód. W słońcu Patagonii wszystkie barwy stają się jakby bardziej wyraziste .
W końcu dojeżdżamy na parking i jest zupełnie pusto, nie liczac oczywiście lodowca. To najpiękniejszy widok jaki widzę w życiu. Odruchowo sprawdzam, czy nie popuściłem, widok jest mocny. Szmaragdowa woda , zielona zieleń i biąło niebieski lodowiec, który pomrukuje, i wypluwa kawałki lodu do wody. Czasami większe kawały. Tak patrzymy i patrzymy. Wyraźne tablice mówią, że nie wolno schodzić na dół zbyt blisko lodowca, bo kawałki lodu lecą jak szrapnele i mogą urwać łeb. Oczywiście kto by się tym przejmował – schodzimy na dół pod sam lodowiec. A tam wśród zieleni zabita krowa: zostały tylko skóra i kości. Więc robi się tak mniej wesoło.
Całą noc powiewa wiatr i spadają kawąły lodu z lodowca. To fantastyczne uczucie, spać i nie spać zarazem, w czasie, kiedy lodowiec się pomału cieli. Rano zrobi się ciepło i od lodowca będą odpadać naprawdę duże kawały , takie góry lodowe. Będzie super, aż ciężko się zbierać. To jeden z najfajniejszych dni w życiu.